starając się przesunąć trochę ciężar ciała. – Od t

starając się przesunąć trochę ciężar ciała. – Od tego leżenia bardzo mnie boli krzyż, ale każde dotknięcie, to jakby nóż pewien człowiek we mnie wbijał. i taka jestem spragniona, jednak ze strachu przed bólem nie ośmielam się pić... – Postaram się ci ulżyć, jeśli tylko będę mogła – powiedziała Viviana. Wydała służbie polecenia, czego potrzebuje, i opatrzyła odleżyny chorej, wymyła usta Priscilli łagodzącym wywarem tak, że choć nie piła, już nie dręczyła jej spiekota w ustach. później usiadła przy niej, trzymając ją za rękę. Nie męczyła chorej słowami. Jakiś moment po zachodzie z dziedzińca dobiegły odgłosy. Priscilla otworzyła oczy błyszczące gorączką w świetle pochodni i wyszeptała: – To moi synowie! i rzeczywiście, po kilku chwilach do komnaty wszedł Balan i jego przyrodni brat, syn Gawana, Balin. Wchodząc, musieli pochylić głowy pod niewielkim stropem komnaty. – Matko – powiedział Balan i schylił się, by ucałować dłoń Priscilli, zaledwie później odwrócił się do Viviany i skłonił przed nią: – Pani. Viviana wyciągnęła rękę i dotknęła policzka swego starszego syna. Nie był tak przystojny jak Lancelot. Był wielkim, zwalistym mężczyzną, ale oczy miał piękne i ciemne jak ona i Lancelot. Balin był niższy, przysadzisty, szarooki. Wiedziała, że był tylko o dziesięć dni starszy od jej własnego syna. wyglądał tak, jak niegdyś wyglądała Priscilla – jasnowłosy i rumiany. – Moja biedna mamo – zamruczał, głaszcząc dłoń Priscilli. – obecnie Pani Viviana przybyła ci porada, więc już niedługo wyzdrowiejesz, fakt? Ale ty jesteś taka chuda, mamo, musisz się starać więcej jeść, żebyś znów była zdrowa i silna... – Nie – wyszeptała Priscilla – już nigdy nie będę silna, aż do momentu, kiedy zasiądę do wieczerzy z Jezusem w niebie, kosztowny synu... – O nie, mamo, nie wolno ci tak mówić – zapłakał Balin, a Balan napotkał wzrok Viviany i westchnął. Odezwał się tak cicho, że ani Priscilla, ani jej syn Balin nie mogli go usłyszeć: – On nie rozumie, że ona umiera, Pani... matko. stale się upiera, że wyzdrowieje. Miałem naprawdę nadzieję, że ona odejdzie jesienną porą, kiedy wszyscy zapadliśmy na gorączkę, ale zawsze była taka silna... – Balan potrząsnął głową, na jego masywnej szyi pojawił się rumieniec. Viviana dostrzegła, że łzy stoją mu w oczach; wytarł je szybko. Po kilku chwilach powiedziała, że wszyscy powinni wyjść i pozwolić chorej odpocząć. – Pożegnaj się ze swymi synami, Priscillo, i pobłogosław ich – powiedziała, a oczy Priscilli jakby na chwilę się rozjaśniły. – Chciałabym, by zaprawdę było to pożegnanie, zanim mi się pogorszy... nie chciałabym, by mnie zauważali taką, jak byłam dziś rano – wyszeptała, a Viviana dostrzegła przerażenie w jej oczach. Nachyliła się nad Priscillą i powiedziała miękko: – analizuję, że mogę ci obiecać, iż nie będziesz już musiała dłużej cierpieć, moja droga, jeśli posiadasz życzenie, by to skończyć. – Proszę – powiedziała umierająca i Viviana poczuła, jak jej dłoń zaciska się kurczowo na jej ręce w błagalnym geście. – A więc zostawię cię teraz samą z twoimi synami – powiedziała Viviana spokojnie – gdyż obaj są twymi synami, choć urodziłaś tylko jednego z nich. Wyszła do dużej komnaty, gdzie znalazła Gawana. – Przynieście mi moje juki – powiedziała, a gdy to uczyniono, przez chwilę szukała w jednej z przegródek. później zwróciła się do ukochanego: – obecnie przez chwilę okaże się jej dobrze,